Jutro w nocy umrze
ostatnia gwiazda na niebie
położę dla niej różę
i pójdę daleko ze siebie
To moja pirwsza powazna notka, wiec zabiore was w podroz do swiata zvirka. Chcialabym abyscie na poczatek troche zaznajomili sie z moim swiatem, wiec opowiem wam cos o moim zyciu (jesli sie ktos w polowie nie znudzi)....
.... pewnego pieknego dnia (dokladnie 16 pazdziernika 1988 r.) na tym ogromnym swiecie pojawil sie malenki czlowieczek [ ja ;) ]. Czlowieczek ten rosl sobie i rosl, az dozyl dnia, w ktorym przyszlo mu pojsc do szkoly. Wczesniej chodzil juz do zerowki, ale to nie mialo wiekszego znaczenia w jego zyciu. Czlowieczek poszedl do podstawowki i pojawilo sie w jego zyciu wiele nowych osobek, ktore czlowieczek pokochal. Pierwsze lata szkoly zvirek wspomina bardzo cieplutko. A szczegolnie tych kilka osobek, z ktorymi sie zvir kolegowal. W II klasie zvir wstapil do szkoly muzycznej na lekcje fortepianu. Bywalo sie to tu, to tam. Potem zvirek poszedl kroczek dalej i niestety musial sie pozegnac z ukochana wychowawczynia ;( . W IV klasie zvir byl dalej ze swoja klasa, ale przerazajace bylo na poczatku to, ze kazda lekcja miala byc z innym nauczycielem. Z czasem jednak zvir sie przyzwyczail i czul sie coraz lepiej. Raz bylo gorzej, raz lepiej, ale to normalne w szkole. Im starszy byl zvirek tym dalej odchodzilo wspomnienie o piatkowym uczniu. Bylo coraz ciezej, ale jakos dal sobie zvir rade. Srednio mu to wyszlo, ale dal. :/. Kolejnym etapem zycia zvira bylo przejscie do gimnazjium i zdawanie dyplomu w szkole muzycznej. Zvir skonczyl szkole muzyczna, chcial nawet pojechac do II stopnia w szczecinie, ale zabraklo mu jednego punktu na egzaminach wstepnych. :( Na poczatku pierwszej klasy gimnazjium zvir palal entuzjazmem. ale z czasem to uczucie sie oddalalo. Klasa, ktora wydawala sie swietna, zgrana i w ogole okazala sie komletna porazka. Zvir mial kilkoro znajomych, ale to nie bylo to. Po poltora roku chodzenia do tej klasy rodzice zvirka postanowili przeniesc go do innej szkoly. No i zvirek zmienil szkole. Na poczatku bylo dziwnie, ale juz po pierwszym tygodniu zvirek poczul, ze trafil na swoich. Zawiazalo sie wiele fajnych znajomosci i zvir czul sie super. Po kilku dniach chodzenia do "nowej" szkoly, zvira przyuwazyl ktos, kto mieszkal na tym samym osiedlu. Odtad zvir chodzil do szkoly z nowa kolezanka (nie chce uzywac nazwisk). Znajomosc sie rozwijala i zvir spotykal sie z nia tez po lekcjach. Po niedlugim czasie wiedzialysmy o sobie duzo i bylysmy niezlymi psiapsiolami. W miedzyczasie zvir zaczal chodzic na chor razem z kolezanka i dostal wymarzonego piesia od rodzicow. W marcu zeszlego roku chor wyjechal na konkurs do bydgoszczy no i zvir z kolezanka byl w jednym pokoju. Na wycieczce bylo super. Zvir poznawal duzo osob z choru i bylo duzo smiechu jak np. zvir poznawal kolegow z karate, ktorzy byli z nami w bursie ;). No, ale niestety przyszedl czas powrotu do domciu. Wszyscy byli uradowani bo chor zgarnal duzo nagrod. Przede wszystkim cieszylysmy sie tym, ze jestesmy najlepszym chorem zenskim w polsce. Po powrocie duzo koncertowalysmy, do tego bylo duzo nauki i zvir mial mniej czasu dla znajomych. Po roku szkolnym zvirek odnowil stare znajomosci i poswiecil sie w calosci lenistwu. W pierwszym miesiacu wakacji zvir byl na koloni, ktora byla fajna nie wspominajac o tym, ze bylo tam mnostwo siedmiolatkow i tylko osiem nastolatkow z czego sami chlopcy. Zvir spedzil dwa tygodnie z coorcia i reszta starszyzny :) na chlorowaniu gardelek. Przezyl zvirek chwilowe zauroczenie, ktore trwalo az piec dni :>. Wspomniane zauroczenie bylo fatalne dla zvira bo nieodwzajemnione, ale coorcia wracala z chlopakiem (zabije mnie za to ;] ). Kilka dni po koloni zvir pojechal na pieciodniowe warsztaty z chorem i wspomniana wyzej kolezanka. Zvir poznal wspaniale dwie osobki, z ktorymi spedzal mnostwo czasu. Jedna osobke (mrowke Z) poznal bardzo dobrze, duzo z nia rozmawial i dowiedzial sie co nieco o jej zyciu. Druga mniej (sephirotke), ale zvir dowiedzial sie, ze pod twarda skorupa towarzyszki sephirotki kryje sie ciut wrazliwej osobki [John Barry - Indecent Proposal] . W drugim dniu warsztatow mrowka Z zachorowala (do tej pory nikt nie wie na co [?] ) i zvir cala noc przy niej czuwal i wspieral ja. Nastepnego dnia mrowa pojechala do domciu, gdzie poszla do lekarza i ten nic nie stwierdzil ( polska opieka zdrowotna! :) ), wiec mrowka Z wrocila do nas do niemiec. W dzien jej powrotu byl pierwszy koncert i zvir tak sie swietnie bawile, ze wypil dziewiec piwek. A i jeszcze rano po powrocie mrowki poszlysmy sobie na piwko bo jej tak zalecil lekarz. :)))). Zvir byl wiec wieczorem w stanie lekko podchmielonym (a to wszystko przez tych niemcow :) ) i kiedy wracalysmy do osrodka zvir niewiele myslac wydal sie ze mrowa ma jeszcze dwa piwa. Oczywiscie zarekwirowala je nam profesorka (tez lekko wstawiona :D ) no i mrowka Z sie troche wkurzyla. Kiedy wrocilysmy do osrodka mrowka powiedziala zvirovi kilka niemilych slow. Nie zdajac sobie sprawy z konsekwencji zvir rozpedzil sie i skoczyl z trzech schodow tak fatalnie, ze skrecil sobie lewa kostke (i chodzil tak przez dwa dni obolaly). Ostatni dzien zvir spedzil z mrowa w osrodku bo ja cos ugryzlo i spuchla jej cala reka, no a zvir mial skrecona kostke :). Bylo spoko. Wieczorem zagralysmy koncercik i wracalysmy do domu, bo naszym psorom konczyla sie visa (ukradli im w polsce paszporty i musieli wyrobic, ale dali im tylko na piec dni). Wkraczajac na granice zvir ledwo co sie wygramolil z tego autokaru ze skrecona kostka. Na tym obozie zvir stracil kolezanke przez co bardzo cierpial. Pozniej reszte wakaji zvir leczyl kuku i siedzial w domu. Tydzien przed pojsciem do szkoly zvir ponownie skrecil kostke i tym razem nie obeszlo sie bez gipsu :(. Zvirek pochodzil w nim cale dwa dni, a potem gips sie rozwalil :D . Ale i tak mialam miesieczne zwolnienie na w-f, ktorego nie cierpie. :D. Zvir na poczatku wrzesnia dowiedzial sie, ze kolazanka, z ktora chodzil do szkoly sie na niego obrazila. Obrazila sie za to, ze zvir kolegowal sie z mrowa i sephirotka. Kilka miesiecy zvir zalowal, ale w koncu uznal, ze moze i dobrze. Nikt nie bedzie zvirowi mowil z kim ma sie kolegowac, a z kim nie. Przeszly urodzinki zvira, mikolajki, swieta i nadeszly walentynki. Z racji tego, ze zvir nie ma partnera walentynki nie wzbudzaly w zvirze zadnego entuzjazmu. W jakiejs gazetce zvir przeczytal, ze w te walentynki zvir pozna kogos cudownego co zupelnie go rozsmieszylo. Zvirek nie przejal sie tym za bardzo, ale niecierpliwie czekal na spelnienie sie wrozby. :) Nadeszly walentynki i nic. Zvir mial wtedy ferie, ale gdy w poniedzialek zaczela sie szkola zvir doczekal sie spelnienia wrozby i dostal piekna walentynke z cudownym wierszykiem. :D Zvir kminil i kminil, ale i tak sie nie kapnal kto to taki. Zvir ma kolezanke, ktora wie kto wpadl na taki pomysl, ale ona nie chce mu powiedziec. ;( Zvir przestal o tym myslec i nadszedl marzec urodziny mrowki Z, potem urodziny mamy, pozniej imieniny babci a jeszcze pozniej urodziny sephirotki :* . Wszystko odbylo sie bez stresu z ogolnym zadowoleniem. Zvir przezyl kilka nieciekawych dni, mial dola i zerwal przyjazn z mrowka Z. Mrowka sie wkurzyla napisala notke na blogu, ktora zvir niestety skomentowal i wyszla awantura. W rezultacie mrowa powiedziala, ze nie chce zvira znac. Zvir dostal bardzo po psychice i teraz leczy zranione serduszko. Wiem, ze to ja zerwalam przyjazn, ale przyjazn mogla zamienic sie z powrotem na znajomosc. Przykro jest zvirowi z obrotu sytuacji, ale juz nie ma odwrotu. Zvirek bardzo by chcial sie kolegowac z Mrowka Z, ale to chyba nierealne. { do wiadomosci mrowki: ja nie chcialam zrywac znajomosci, tylko potrzebuje od czasu do czasu rozmowy z przyjacielem, ale ty nigdy nie mialas czasu}. Moze to wszystko da sie odkrecic, ale zvir boi sie kolejnego zranienia, bo i tak serducho bedzie jeszcze dlugo bolec. W rezultacie okazalo sie, ze przez znajomosc z mrowka Z zvir stracil jedno przyjaciolke, a teraz sama mrowka sie ode mnie odwraca. W poniedzialek w szkole zvir spedzil kilka godzin nad tworzeniem bloga i nawet mu sie to udalo :). Po szkole zvir wzial piesia i poszedl z dzieczyna ktosia na spacerek. Zawedrowalysmy kawalek drogi nad kanal. Porozmawialysmy sobie troszke. Dziewczyna ktosia polepszyla troche zvirkovi humorek za co jestem wdzieczna. Wracajac rozdzielilysmy sie i ona poszla z 666 ( Aneczka ;) ) do miasta. Zvir z piesiem potuptal do domci. Na tym jest koniec tej historyjki. To cala prawda o zyciu zvirka. Pominelam kilka faktow zeby was nie zanudzic :).
Musze jeszcze podziekowac wszystkim waznym osobka w zyciu zvira dzieki którym zvirek jest tym kim jest [wrazliwa troszke osobka i latwowierna, ale co tam :) ]:
+ dziewczynie ktosia - za rozmowe, wysluchanie i poprawienie humoru
+ 666 - za poniedzialek spedzony w sali komputerowej
+ Mrowce Z - za te szesc pieknych miesiecy i za cala mase roznych rzeczy
+ towarzyszce sephirotce - za to co mowila mi ciagle przez te szesc miesiecy { a ja nie sluchalam :( i to byl moj blad}
+ pati - o ktorej nie wspomnialam (chodzi ze mna, dziewczyna ktosia i 666 do klasy), ale bardzo dziekuje za wszystkie rozmowki
+ coorci - za kolonie, za te poltora roku ;), za pizze i za to ze jestes
+ gosi - za wpis i za to, ze czasem nie zdaje sobie sprawy jak bardzo mi pomaga slowami "bedzie dobrze" { wiem, ze dawno sie nie widzialysmy, ale jak znajde chwilke czasu to zadzwonie}
+ madzi j. - za te wszystkie chwile kiedy spadala z krzesla :D :D :D zawsze kiedy w klasie robilo sie cicho
+ mojej obecnej klasie - za to ze mnie przyjeli do siebie i traktuja jak swojego przynajmniej niektorzy
+ kolezance, z ktora sie jakis czas przyjaznilam - za rowerki :), lody :D i kilka innych rzeczy
+ walentynce mojej - za walentynke { powiesz mi wreszcie kim jestes? }
i calej reszcie, ktorej nie wymienilam za wszystko co zrobili dla zvirka.
napisal gravel (zvir) XXII....III....IIOOIV r. (22.03.2004 r.)